niedziela, 6 lipca 2014

Wywiad z Erikiem

Hej, Borussen!
Przyznam, że trochę się na Was zawiodłam :c W ostatnim poście prosiłam, abyście oddali swoje głosy w ankiecie. Jak dotąd zagłosowały tylko dwie osoby, za co bardzo dziękuję, ale jak na dużo większą liczbę wyświetleń to jest bardzo mało :c Trochę nie rozumiem, dlaczego nie chcecie być aktywni, komentować lub chociaż zabrać głos w ankiecie, która jest absolutnie anonimowa. Trochę mi przykro :/ Musicie wiedzieć o tym, że jeśli nie będziecie aktywni, ten blog nie będzie miał sensu. Proszę Was, to dla mnie bardzo ważne!
Okej, opieprz Wam się należał, ale i tak Was kocham i dlatego właśnie przedstawiam obszerny wywiad z Erikiem Durmem. Zapraszam do czytania, jest bardzo ciekawy ;3

Der Westen: Erik, na swoim prawym przedramieniu masz rzucający się w oczy tatuaż. Co dokładnie on przedstawia?

Erik Durm: - Znajdują się tam daty urodzenia moich rodziców oraz trzy kluczowe słowa: rodzina, zdrowie i szczęście, a także krzyż.

Jesteś bardzo wierzącą osobą?

- Tak.

Co to dokładnie oznacza?

- To, że wierzę w Boga. Mam także związane z tym rytuały. Gdy wchodzę na boisko, zawsze wykonuję znak krzyża. Dzięki temu czuję się lepiej. Wiara w Boga daje mi także pewność siebie. Tak było zawsze, a mój tatuaż jest tego udokumentowaniem.

Chętnie planujesz, co będzie dalej, czy raczej wierzysz w los i zbiegi okoliczności?

- To jest dość trudne pytanie. Zdarza się, że zakładam sobie coś z góry, jednak nie narzekam, gdy nie powiedzie się tak, tak to zaplanowałem.

Ostatnio często zdarzało się, że musiałeś zmieniać swoje plany. Wszystko zaczęło się od rozmowy z trenerem Jürgenem Kloppem. Jak ona dokładnie przebiegała?

- To była końcówka sezonu 2012/13, gdy grałem jeszcze w drużynie rezerw. Pierwsza kadra miała wtedy trening, w którym mogli wziąć udział także niektórzy z nas, amatorów. Po nim trener wziął mnie na stronę i zapytał, co powiedziałbym na grę na prawej lub lewej stronie obrony.

I tylko to zdanie?

- Myślę, że tak.

Co pomyślałeś w tamtej chwili?

- Zastanawiałem się przez chwilę, co powinienem odpowiedzieć. Pan Klopp powiedział, że da mi tyle czasu, ile będę potrzebował na przemyślenia. Oraz, że na tej pozycji prawie na pewno dostałbym szansę występu w Bundeslidze, podczas gdy w ofensywie będzie mi o wiele trudniej, ponieważ tam mamy wielu graczy z dużym potencjałem.

My w Dortmundzie, czy w reprezentacji Niemiec?

- W Dortmundzie. Oczywiście, wtedy nie myślałem jeszcze o drużynie narodowej. Trener także mi o tym nie wspominał.

Co więc odpowiedziałeś?

- Że nie będę potrzebował wiele czasu na zastanowienie się, ponieważ chcę grać w Bundeslidze i spróbować swoich sił na tej pozycji.

I chyba tego nie żałujesz, prawda?

- Gdybym tego nie zrobił, nie siedziałbym teraz tutaj. Trener Klopp wykonał swój plan dokładnie tak, jak mi go przedstawił. Oglądaliśmy wiele materiałów wideo, abym mógł oswoić się z nowym zadaniem. Nikt wtedy nie zakładał, że wszystko tak się potoczy. A już na pewno nikt, że stanie się to tak szybko.

Co właściwie chciałeś robić tego lata?

- Miałem już zarezerwowany urlop, który chciałem spędzić z kolegami. Chcieliśmy lecieć do Ameryki, spędzić kilka spokojnych dni w Miami, a potem odwiedzić wyspy Bahama. Jednak szybko to odwołałem, gdy tylko otrzymałem telefon od selekcjonera kadry. Wakacje będę miał jeszcze wystarczająco często. A Mundial w Brazylii zdarza się tylko raz.

Czy kiedykolwiek wcześniej myślałeś nad tym, że mógłbyś grać na innej pozycji, niż atak?

- Właściwie nie. Przez 15 lat byłem napastnikiem i zdobywałem bramki. Nie myślałem nad tym, aby zmienić pozycję. Z biegiem czasu jednak gra w defensywie zaczęła sprawiać mi wielką radość.

Jechać na Mistrzostwa Świata z zaledwie dziewiętnastoma ligowymi meczami na koncie to z pewnością coś wyjątkowego. Czy po tym krótkim czasie czujesz, że jesteś w stanie zagrać na tak wielkim turnieju jako boczny obrońca?

- Gdybym nie był na to gotowy, nie byłoby mnie tu. Grając w Borussii, miałem już kilka okazji, aby sprawdzić się na tak wysokim poziomie – chociażby w meczach przeciwko Bayernowi czy w Lidze Mistrzów przeciwko Realowi Madryt. Nie zamierzam więc uciekać od odpowiedzialności. Ale właściwie, nie lubię zbytnio mówić o sobie…

Porozmawiajmy więc o czymś innym. Co sądzisz o niemieckiej formacji defensywnej zestawionej przez Joachima Löwa, która składa się z czterech środkowych obrońców?

- Myślę, że ten system funkcjonuje całkiem dobrze. Jednak nie ja o tym decyduję. Dla mnie jest spełnieniem marzeń samo to, że mogę tu być. I nie mówię tego, bo ktoś mi kazał. To jest dla mnie naprawdę fantastyczne uczucie. A gdybym dostał szansę debiutu, byłaby to kropka nad i.

Jak szacujesz prawdopodobieństwo, że to się stanie? Przyjechałeś tu jako odkrycie, wielki wygrany okresu przygotowawczego. Wydawało się nawet, że będziesz mógł grać od początku. Dostaniesz w końcu swoją szansę?

- Wiele pisze się o tym w prasie. Nie mam oczywiście nic przeciwko, ale sam nie czytam o sobie zbyt często – zarówno jeśli chodzi o pochwały, jak i słowa krytyki. Często dostaję wiadomości od przyjaciół. Nie obchodzi mnie jednak to, czy jestem na pierwszym planie, czy nie. O składzie na mecz decyduje trener. Każdy, kto wybiega od początku na boisko jako lewy obrońca (w tym wypadku Benni Höwedes), ma moje pełne wsparcie. Na tym polega bycie zespołem.

Jak dokładnie wygląda taki doping dla kolegów?

- Na początek powiem, że konkurencja o miejsce w składzie jest dla nas wszystkich dobra i pobudzająca. Nie chodzi o to, aby pokazać innym jak jest się dobrym, ale wciąż polepszać swoje osiągnięcia. Podczas meczu wszyscy przeżywamy tak samo akcje naszego zespołu: zarówno piłkarze będący na boisku, my – rezerwowi, jak i widzowie przed telewizorami. Gdy któryś z kolegów potrzebuje się napić lub wytrzeć pot, przy linii czeka już kilku z nas, aby podać mu bidon albo chusteczki. To jest właśnie to, co definiuję jako duch zespołu. Jasne jest także, że za dobre samopoczucie każdego piłkarza w pewnym stopniu odpowiadają jego koledzy.

A co rozumiesz pod pojęciem jokera?

- Przy panujących w Brazylii temperaturach i wysiłku, jaki podejmują podstawowi gracze, rezerwowi są bardzo ważni. Wygranie meczu jedenastoma piłkarzami w takich warunkach jest niemożliwe. To po prostu nie mogłoby się udać. Zmiennicy zawsze wprowadzają na boisko świeżość, są swego rodzaju tajną bronią. Na tym to polega.

A Ty, jako nowicjusz w kadrze, miałeś okazję wysłuchać mowy na swój temat, a także wskazówek i rad?

- Tak (śmiech).

Śmiejesz się z tego?

- Trochę. Na początku byłem bardzo zdenerwowany. Jestem graczem, który na boisku gra otwarcie i chce pokazać się z jak najlepszej strony, jednak poza nim niezbyt chętnie znajduje się w centrum uwagi. Jeszcze gdy chodziłem do szkoły, nie lubiłem, gdy musiałem coś zrobić, a wszyscy na mnie patrzyli. Może to zabrzmi trochę śmiesznie. Znałem oczywiście kolegów z zespołu, jednak mimo to denerwowałem się. Byłem w końcu nowy. Oczywiście, zdarzyło mi się kilka razy przejęzyczyć lub powiedzieć coś głupiego, jednak w gruncie rzeczy to było fajne. Chłopaki są naprawdę fajni i przyjęli to z przymrużeniem oka. Dzięki temu było mi łatwiej.

W reprezentacji miałeś okazję spotkać kilku graczy, którzy byli lub nadal są dla Ciebie piłkarskimi idolami, prawda?

- To, co czuje się, będąc częścią kadry Niemiec, jest naprawdę nie do opisania. Rozmawiałem o tym już z Miro Klose oraz innymi. Jeszcze przed kilkoma laty podziwiałem ich występy ze strefy kibica, zbierałem koszulki. Teraz sam wciąż dostaję zdjęcia przyjaciół, którzy noszą trykoty z moim nazwiskiem. To jest nieprawdopodobne.


 






Łapcie jeszcze potężną dawkę przystojnych śmiejących się Erików ;3 Dziewczyny, czy on nie jest czasami ZA przystojny? *.*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz